„Blaski i
cienie zjednoczą się w jedno, słońce skąpane we krwi na nieboskłon wzejdzie, a
serce nocy okryte ciemnością zostanie, gdy Var’déliar ujawni się światu.”
| Mistyczny wojownik | Zmiennokształtny | Prastary Maleficarum | Sporadycznie korzysta z magii krwi | Abominacja w najczystszej postaci (choć polemizowałaby w kwestii tego określenia) |
| Uzdrowiciel Dusz | Mistyczny Wojownik | Apostata śmiejący się templariuszom w twarz | Właściciel kliniki dla uboższej części społeczeństwa | Najemnik, który potajemnie działa na niekorzyść Zakonu |
[Witam. Mam nadzieję, że postacie się przyjmą, w związku z czym zapraszam do wątków, a nawet powiązań :) Karta będzie z czasem poprawiana/modyfikowana.]
Zatrzymała się blisko wjazdowej bramy na dziedziniec posiadłości pana męża swego. Spojrzałą w tył i zmrużyła oczy, widząc, że światła świec jeszcze jaśnieją w oknach sal, w których wszelakie narady i męskie spotkania się odbywały. Uniosła dłoń do twarzy, jakby miała zamiar łzy zetrzec, lecz jej oczy pozostawały suche, a po policzkach nic nie spłynęło. Zamiast tego zaczesała włosy w tył, chowając je pod materiał pięknej peleryny i wyruszyła w miasto. Jak często to robiła, chcąc... chcąc zrobić coś z swoim życiem, by zgasić trawiącą ją tęsknotę i płomień, którego Brann nie starał się nawet ugasić.
OdpowiedzUsuńPotrzebowała objęcia męskich ramion. Potrzebowała poczuć na swojej delikatnej skórze ciężar wiekszy od siebie, twarde dłonie kogoś, kto pracą, albo i lepiej walką się trudzi. Potrzebowała kochanka, który pokaże jej, że jest kobietą znającą nawet i uległość. Pociagała ją siła, pociagała ją władza, chciała tego doświadczyć na sobie, skoro sama to wszystko miała.
Dotarła do gospody. Przeszkód nie napotkała, jakby wiedziała doskonale, że jest nietykalna i tym samym otoczenie wokół wyczuwało jej zimna aurę, której lepiej nie ruszać. Nie weszła do środka. Czekała. I obserwowała przez okienko, brudną szybkę, która nie zapewniała doskonałej widoczności,a le cóż... starczyło aż nadto, by dostrzec wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę, siedzącego samotnie w kącie sali. Była w nim jakaś potęga, aż ruda zagryzła wargę i ścisneła uda, wbijając smukłę palce w mur przy załamaniu gospody. Spojrzała w bok, dalej niemal wpółleżał już zasypiający pijus. Nie bała się o siebie, nie bałą się, ze stanie się jej krzywda, umiała sobie radzić. Stąd bez cienia strachu czy obaw jakichkolwiek, podeszła do niego i zbudziła kopniakiem w zad. Wydała polecenie, przekonała brzekiem monet i już po chwili młodemu blondynowi zostawało przekazane przez śmierdzącą mordę, że czeka na niego ktos wyjątkowy za gospodą.
A tam, Sol musiała wykazać się cierpliwością i zamysłem, jak zadziałać, by mężczyzna zechciał ją wziąć nie na ulicy, a gdzieś, gdzie jest ustronniej. Bo do domu swego i swego męża go nie zabierze. Nie teraz na pewno. I zdając sobie sprawe z tego, że wyjątkową urodą nic nie wskóra, westchneła, poprawiając pelerynę tak, by zakrywała twarz i drogi materiał sukien, jakie miała na sobie, któe skrywały smukłe, bielusieńkie jak snieg ciało paradoksalnie gorące jak czerwone dno wulkanu.
[Hej! :D Dobra, na razie z Nef może być problem, bo ona tak trochę... z innego świata jest niż Vesper, a mówię tu bardziej o statusie społecznym, więc z nią to można później coś wykombinować. ;) Z Cassielem może być łatwiej i nawet jest, czyli proponuję jeden z łatwiejszych pomysłów, że Vesper po prostu będzie kręcić po obcowisku, by wtopić się w tłum, bo na przykład pojawili się w Kirkwall znajomi templariusze z Orlais z jakiegoś powodu więc wolała zejść z pola widzenia, no i wpadnie do kliniki zafascynowana faktem, że jakiś człowiek pomaga elfom. :D
OdpowiedzUsuńA tak btw to... oesu twarz Chrisa Hemswortha <3
I do Alarica wpadnę jak będę mieć jakiś pomysł, bo z nim też chcę wątka. Chyba że Ty coś wykombinujesz to z chęcią zacznę :> ]
Vesper
Gdyby Sol tylko wiedziała, zę w tym męzczyźnie ukryta jest druga osoba i odpowiada ona taką samą namiętnością i porywami żądz jakie targały nią... och, chyba prosiłaby go, by to dama w nim skryta jej się objawiła. Mężczyzna, to mężczyzna, lecz nikt nie zna ciała kobiety jak druga kobieta. Niemniej jednak, stojący przed nią bllondyn, sprawiał, że dłonie jej niecierpliwie zaciskały się w drobne pięśći, a w palcach aż swędziałą ochota na wczepienie ich w długie włosy mężczyzny i przytzrymanie jego karku, by móc ustami posmakowac jego ust, skóry, poznać zapach i w końcu poczuć głeboko i mocno w sobie. Była niezaspokojona, była zachłanna i spragniona siły, zbliżenia brutalnego, szybkiego, które w mig rozwieje i rozproszy ogień , jaki się w niej tlił. Mąż nie miał czasu jej wziąć, zajęty tylko nieprzerwanie obowiązkami, zatem sama musiała zaspokajać własne potrzeby.
OdpowiedzUsuńUniosła nieznacznie głowę i przesunęła modrym spojrzeniem po jego sylwetce, od długich, silnych nóg, przez płąski brzuch, umięśnione ramiona po twarz. Zacisneła usta, by powstrzymać to westchnienie, jakie chciało ulecieć spomiędzy warg i uśmiechnęła się delikatnie. Uniosłą dłonie do kaptura i zsuneła go z głowy. Nie kryła swojej twarzy, uważała na tyle, by nie pomagać roznoszącym się plotkom. Dyskrecja była niebywale pożądana i ceniona, acz nie za wszelką cenę, nie należało popadać w paranoję.
- Wydaje mi się, że obydwoje potrzebujemy tego samego nim wzejdzie słońce - nigdy nie była dobra w przemówieniach. Jej językiem było jej ciało i to nim umiała się doskonale porozumiewać. A teraz... teraz choć jej głos cichy, subtelny musnłą zakamarki zaułka, w jakim stali, wiedziała, że mógł nie pojąć jej zamysłu.
Podeszła do niego i podniosła wzrok do jego twarzy, zadzierając głowę wyżej. Dłonią sięgnęła wyżej, chcąc dotknąć policzka, przekonać się jak podrażni jej skórę ten kilkudniowy zarost. Wspieła się na palce i uległa namiętności i ochocie posmakowania męskich warg. Dłoń jedną oparła na szerokiej piersi blondyna i musnęła jego usta.
- Zgódź się... i zabierz mnie stąd - wyszeptała przy jego policzku, nabierając powietrza wraz z jego zapachem. Aż poczuła jak w piersi krąży jej gorący wir, który sprawia mrowienie w piersiach i zmrużyła oczy. Musiała się opanować, choc chwilę jeszcze.
Gdy pewna już była jego zgody, w duchu aż sama do siebie się uśmiechnęła szeroko, oblizując zaraz wargi.Na zewnatrz pozostała jednak niewzruszona, jej radość i rosnące pożądanie zdradziły tylko ciemniejące od pożądania oczy, z modrych stając się niemal granatowymi. Och te jej diabły kiedyś staną się powodem jej zguby. Gdy mąż jej przejrzy na oczy, nie tylko odberze jej wszystko rozwiąże przysięgę jaką złożyli przed bogami,a le i stłamsi ją, zgniecie jak nic nie wartego robala i pewnie rzuci w octhłań lochów. Albo zniewoli i w duchu zakopie żal i gorycz i będzie jej pilnował dzień i noc i zmusi, by stała mu się jak pies wierna i posłuszna. Zdawała sobie sprawę, ze kiedyś taki dzień moze nadejść, zatem teraz korzystała jak szalona z wolności i brała z życia każdego dnia garściami spełnienia, jakiego łaknęła.
OdpowiedzUsuńRuszyłą za nim, drobne palce zaciskając na silnej męskiej dłoni. Szła krok w krok przy mężczyźnie drżąc. Nie było jej jednak zimno, drogie materiały sukni i okrycia skutecznie broniły ją przed chłodem nocy. Ona po prostu... cóż... już czuła, jak ta silna, nieco jakby szorstka, twarda dłoń, sunie w górę jej ręki, od tej dłoni, jaką teraz ujmował, do ramienia, jak zsuwa z niej ramię sukni i wsuwa się pod materiał, by ująć pełną pierść i pieścić. Aż gorąc zagotował się w jej wnętrzu i przez moment kroczyła nieco drobniejszymi krokami, ściskając uda, które rozgrzane, ocierały się o siebie pod suknią, aż musiała samą siebie w duchu upomnieć, ze to jeszcze nie czas. Mocniej tylko objęła jego dłoń, zagryzła wargi, by stłumić westchnienie i parła dalej do przodu.
Klinika... zdziwiła się. Nie tego oczekiwała. Nie tego się spodziewała. Strzelała w jakiś warsztat rzemieślniczy. Strzelała w coś jakby inny bar... albo pusty wynajmowany pokójw spartańskich warunkach. A lecznica... była miła, całkiem dobrze zorganizowana... A więc miała przed sobą lekarza... Cóż, ciekawe jak dobrze zna ludzkie ciało.
Patrzyła z żarem w oczach, z jakąś niecierpliwością jak zapala światło, jak ustawia je na biurku. Nie musiał tego robić wcale. Dla Sol starczyła ciemnośc i kawałek miejsca i on. On szczególnie. On na pierwszym miejscu.
W momencie gdy ją pochwycił, tak pewnie, tak władczo, z jej ust uszedł cichy dźwięk zdradzający jaki ogień się w niej burzy i jak drogo kosztuje ją trzymanie się w ryzach. Bo nie była pewna, jak zareaguje, gdy to ona w pierwszej kolejności przejmie kontrolę. Oczywiście wszystek tego zajścia była z jej inicjatywy, ale jednak... Mężczyźni inaczej reagowali na propozycje kobeity chętnej, a inaczej na to, gdy ta sama chętna rzucała sie na nich gotowa wyssać z nich wszystkie siły.
Zarzuciła mu ramiona na kark, zgarnęła w garść jego jasnewłosy i wydawało się, ze jeszcze bardziej chce go do siebie przyciągnąć, choć czuła na piersiach, płąskim brzuchu i udach twarde mięśnie męskiego ciała. Wdarła się w jego usta językiem śmiało, butnie, nie zważając na nic. I gdy ją objłą, uniósł nieco, Sol opierając przedramiona na jego barkach, podciągneła sie nieco, by opleść go nogami w biodrach.
Doki Kirkwall zawsze śmierdziały, to fakt. Rybą, marynarzami, kiepskim alkoholem, pijanymi ludźmi, wymiocinami i Stwórca wie czym jeszcze. Vesper nie chciała wiedzieć. Skupiła się za to na pracy i starała się ignorować jednego z marynarzy, który bezczelnie wpatrywał się w jej tyłek, wydając się siebie dziwaczne gwizdy. Miała ochotę wbić mu szpikulec lodu w twarz, ale jak zwykle głupie prawa ją powstrzymywały. Mogła się udać do Tevinteru, tam miałaby więcej swobody... przynajmniej tak mówiono. Ale nauczyła się przez ostatnie lata, że nie należy ufać wszystkiemu co się usłyszy. Ludzie lubią gadać, to ich natura.
OdpowiedzUsuńJej robota u krasnoluda nie była specjalnie trudna. Robiła inwentaryzację dóbr, przeliczała pieniądze, latała po całym mieście w jakimkolwiek się znaleźli jako dziewczynka na posyłki, bądź robiła za skrybę. Koło południa nie miała nic specjalnego do roboty, ale wiedziała, że niedługo przypłynie statek z Fereldenu i ruch powinien znacznie się zwiększyć. Krasnolud już zacierał ręce na myśl o klientach i towarze, którzy sami mogli przytargać zza morza
Wtedy usłyszała znajomy brzęk zbroi. Z początku myślała, że to zwykli templariusze, na których nie musiała i wręcz nie powinna zwracać uwagi, by nie zbudzać zbędnych podejrzeń. Pewnie schodzili do łodzi, by dostać się do Wieży. Zerknęła na nich kątem oka i serce jej zamarło. Co tu do jasnej cholery robił Ser Germain? Templariusz któremu potwornie podpadała w Iglicy! Który najbardziej się sprzeciwiał Strażnikom! Który ją zapewne z łatwością rozpozna…
Vesper poderwała się z miejsca, mówiąc, że idzie się przejść i zniknęła z pola widzenia puszczając mimo uszu wrzaski swego szefa, że ma tu zaraz wracać, bo praca. Trafiła szybko do elfiego Obcowiska w którym czuła się jednak bezpieczniej. Wielu elfów wśród których mogła się skryć. Przecież dla ludzi była tylko jednym z wielu szpiczastouchych. Mieszkańcy Obcowiska jednak od razu zauważali w niej obcą. Nie należała tutaj. Była lepiej ubrana, nie miała dziur w spodniach, nosiła całkiem porządną skórzaną kamizelkę z kapturem, buty w całości. Od razu dało też się zauważyć, że je całkiem regularnie. Wyglądała po prostu zbyt porządnie.
Jednak nie tylko kamuflaż tu przywiódł. Słyszała plotki o klinice w Obcowisku. Podobno człowiek pomaga marginesowi społecznemu! Więc przygnała ją tutaj też zwyczajna ciekawość jak wygląda takie dziwaczne miejsce, gdzie pomaga się elfom. W Val Royeaux nie było takich luksusów.
Do kliniki wpadła może trochę zbyt gwałtownie, przez co i podejrzanie. Słysząc głos za sobą podskoczyła, obróciła się zarzucając rudą grzywą i podniosła głowę, by spojrzeć na mężczyznę. Człek - pan dobroczyńca.
- Co? Ja? Ja tu tylko... w celach wycieczki krajoznawczej! - stwierdziła żywo.
Vesper
Sol zacisnęła palce na umięśnionych barkach mężczyzny i zagryzła mocno wargi, by nie jęknąć, by stłumić jeszcze w sobie to, co zdradzi mu jej niecierpliwość. Bo gdy pieścił jej ciało, gdy jego dłonie ciasno i gorączkowo czułą na sobie, jak badał jej kibić, zaokrąglenia i wgłebienia w talii, dreszcze biegł od miejsc, których dotykał, rozchodziły sie po całym ciele i wracały z powrotem, zbiegając się nisko, w czułym punkcie jej kwiatu kobiecości. Zaciskała szczupłe uda na jego biodrach, czując jak między nimi rodzi się ogień, na którego zaradzić mógł tylko on. A jemu najwidoczniej nie było spieszno.
OdpowiedzUsuńOdchyliłą głowę w tył, opierając ją o ścianę salki, którą już tak dobrze znały jej plecy, znajdując tam oparcie, sapneła cicho. Przesunęła dłońmi po jego ramionach, jedną sięgając go okrycia mężczyzny, jakie miał na sobie, drugą wplotła w jego włosy. Zacisneła palce na jasnych pasemkach, zebrała je w garść i pociągneła krótko, gdy znów zagryzł zebami wrażliwy na dotyk sutek nabrzmiałej, jędrnej piersi. Palcami zaczęła rozwiązywać tasiemki podwiązyzywanej na torsie lnianej koszuli, by wsunąć chłodną od nocnego mrozu z zewnatrz dłoń, której palce jeszcze zimne pozozstały na pierś mężczyzny i dotknąć jego ciepłej skóry. Aż jeden z diabłów w środku niej z uciechy się przewrócił, przekoziołkował, gdy zdała sobie sprawę, że jest tak gorący, rozpalony już. Uchyliłą dotąd przymkniete powieki i spojrzała na profil blondyna, który tak zapamiętal pieścił jej piersi. Poczułą, ze doskonale wybrałą kochanka na tę noc. Kto wie, moze na jeszcze kolejną i kilka następnych? Zależy od tego, jak skończą i jak im będzie z sobą.
- Rozbierz mnie - jęknęła w prośbie, unosząc jego twarz do swojej i wpijając się w jego usta, pełne, zmysłowe, których była tak spragniona.
Przy tym ścisneła mocniej uda na jego biodrach, czując jak wypełnienie jego spodni rośnie. Doskonale. Wysunęła dłoń spod jego koszuli i powiodła po materiale niżej, przez twardy brzuch, by podciągnąć ubranie i dać mu znać, ze i on ma z niego wyskoczyć. Szybko.
Sol zacisnęła palce na umięśnionych barkach mężczyzny i zagryzła mocno wargi, by nie jęknąć, by stłumić jeszcze w sobie to, co zdradzi mu jej niecierpliwość. Bo gdy pieścił jej ciało, gdy jego dłonie ciasno i gorączkowo czułą na sobie, jak badał jej kibić, zaokrąglenia i wgłebienia w talii, dreszcze biegł od miejsc, których dotykał, rozchodziły sie po całym ciele i wracały z powrotem, zbiegając się nisko, w czułym punkcie jej kwiatu kobiecości. Zaciskała szczupłe uda na jego biodrach, czując jak między nimi rodzi się ogień, na którego zaradzić mógł tylko on. A jemu najwidoczniej nie było spieszno.
OdpowiedzUsuńOdchyliłą głowę w tył, opierając ją o ścianę salki, którą już tak dobrze znały jej plecy, znajdując tam oparcie, sapneła cicho. Przesunęła dłońmi po jego ramionach, jedną sięgając go okrycia mężczyzny, jakie miał na sobie, drugą wplotła w jego włosy. Zacisneła palce na jasnych pasemkach, zebrała je w garść i pociągneła krótko, gdy znów zagryzł zebami wrażliwy na dotyk sutek nabrzmiałej, jędrnej piersi. Palcami zaczęła rozwiązywać tasiemki podwiązyzywanej na torsie lnianej koszuli, by wsunąć chłodną od nocnego mrozu z zewnatrz dłoń, której palce jeszcze zimne pozozstały na pierś mężczyzny i dotknąć jego ciepłej skóry. Aż jeden z diabłów w środku niej z uciechy się przewrócił, przekoziołkował, gdy zdała sobie sprawę, że jest tak gorący, rozpalony już. Uchyliłą dotąd przymkniete powieki i spojrzała na profil blondyna, który tak zapamiętal pieścił jej piersi. Poczułą, ze doskonale wybrałą kochanka na tę noc. Kto wie, moze na jeszcze kolejną i kilka następnych? Zależy od tego, jak skończą i jak im będzie z sobą.
- Rozbierz mnie - jęknęła w prośbie, unosząc jego twarz do swojej i wpijając się w jego usta, pełne, zmysłowe, których była tak spragniona.
Przy tym ścisneła mocniej uda na jego biodrach, czując jak wypełnienie jego spodni rośnie. Doskonale. Wysunęła dłoń spod jego koszuli i powiodła po materiale niżej, przez twardy brzuch, by podciągnąć ubranie i dać mu znać, ze i on ma z niego wyskoczyć. Szybko.
Kobieta była niecierpliwa i była jak kielich, po brzegi wypełniona żądzą, namiętnością i pasją. A przede wszystkim, w co nie powinien wątpić, ani chwili, głodem i pragnieniem bliskości, zaspokojenia, rozkoszy i upojenia wręcz wierzchołkiem góry, jaka nazywa się Spełnienie. W końcu sama wyruszyła w miasto, znalazła kochanka na tę noc... czy mogło go coś jeszcze bardziej zaskoczyć? Ach, moze sam fakt, że mężatką była.
OdpowiedzUsuńGdy dłonie jego, silne i pewne, tak zgrabnie pozbawiły jej sukni, westchneła cicho, prężąc się, jakby chciała mu się jeszcze przypodobać, pokazać z najlepszej strony, by podziwiał pełne krągłe piersi, płaski brzuch, krzywiznę tali giętką jak żmijka, smukłe nogi i jej kwiat, ktory zaraz miał się przed nim otworzyć.
Gdy zsunął koszulę i znów ją objłą, władczo dos iebie przyciągając, mruknęła w zadowoleniu, odchylając głowę w tył, by popieścił jej delikatną szyję. Ach uwielbiała pieszczoty w tym miejscu, gdzie skóra była niezwykle podatna na pocałunki i ruchy językiem, kąsanie ząbkami. Gdy zaczłą pieścić ją między udami, badając jej wnętrze palcami, aż wspieła się na palce, całując go zachłannie i w tym pocałunki, pod jego językiem zdusiłą kolejne zniecierpliwione jęki. Sama zaś nie tylko objęła jego nabrzmiałą męskość, ale i sprawnie palcami pobudziła go, drażniać go okrutnie. Och tak, bez litości,b y się zapomniał, by ją wziął tak, aż w piekle by się pwostydzili.
Gdy legli na łóżko, uniosła biodra, by choć przez chwilę na łonie poczuć gorąc męskości, twardy członek i aż zadrżała pod jego ciałem, czując jak pulsuje jego ciało. Och bogowie, ona do rana go nie wypuści z objęć i do rana nie da się siebie pozbyć. Wbiła palce w jego ramię i rozchyliła uda, drugą dłonią, naprowadzając go do siebie. Och potem mogą się pieścić, teraz, natychmiast, już, chciała czuć go w sobie, by wszedł w głeboko i nadał dziki rytm do zarzucania biodrami. Zgieła nogi w kolanach, podciagając je wysoko, by zaraz tez opleść go nimi ciasno i w razie gdyby nie odpowiadało jej jgo tempo, narzucić swoje. Sol Amrei chciała stracić oddech i zawstydzić wszystkich sąsiadów kliniki, lecz teraz wpiła się w usta mężczyzny i przesunęła paznokciami jeszcze delikatnie, na razie lekko po jego ramieniu, gdy poczuła jak ją penetruje. Chciała tej brutalności, chciała tej granicy bólu i rozkoszy, tego co nieprzyzwoite i niedozwolone.
Nie widziała w jego zainteresowaniu nic złego... przynajmniej na razie. Zauważył że jest inna, ale przynajmniej nie potraktował jej jak elfy na zewnątrz. Ich nieprzychylne spojrzenia raniły, jakby patrzyły na człowieka lub nawet kogoś gorszego, bo oto ona, niby jedna z nich, ale wiedzie jej się lepiej w życiu.
OdpowiedzUsuńPodrapała się bliznę zdobiącą jej twarz, jak to miała w zwyczaju, przyglądając się mężczyźnie z niejakim zaciekawieniem. Miała niejakie trudności z wyobrażeniem sobie człowieka pomagającego bezinteresownie elfom (tak jak zresztą nie umiałaby sobie wyobrazić dalijskiego elfa biegnącego na pomoc... właściwie to komukolwiek, pomijając członków własnego klanu. Vesper nie czarowała się i wiedziała, że każdy gatunek jest samolubny i często miałby problemy z poświęceniem się nawet dla własnych pobratymców). Więc zaczęła się mimowolnie zastanawiać co może ktoś taki zyskać.
- Z... tydzień temu? - odpowiedziała podliczając dni pobytu w Kirkwall, z których każdy niemal był taki sam. - Ale dopiero dzisiaj mam... trochę wolnego czasu, więc mogę sobie miasto obejrzeć, a przynajmniej tam gdzie mnie wpuszczą - stwierdziła prawie zgodnie z prawdą. - A szczególnie chciałam się upewnić, że to miejsce istnieje. - Zamachała rękami starając się wskazać ogół kliniki.
Naprawdę chciała się upewnić o jej istnieniu, bo z początku w nie nie wierzyła. Myślała, że to jakieś nieprzyjemne żarty ktoś sobie z biednej elfki robi, biorąc ją za głupią i łatwowierną. Jednak ciągle coś słyszała, ciekawość rosła z dnia na dzień, ale nigdy nie miała okazji się po prostu przejść, zerknąć, sprawdzić. Wycieczki, co prawda, nie chciała sobie urządzać pod takimi okolicznościami, no ale... podobno jedynie do picia każdy powód jest dobry.
Vesper
[Ewidentnie widać, że to długie myślenie ogromnie się opłaciło, bo do wątków nie mam kompletnie nic do dodania. Dosłownie wyjęłaś mi je z głowy, chociaż może nawet bym na nie, nie wpadła. Co do Alarica to idealnie się wpasuje właśnie w ten wątek i myślę, że będzie można go interesująco poprowadzić. A o pozostałej dwójce apostatów nie wspomnę.
OdpowiedzUsuńRozumiem, że Nef jest bardzo kusa na dziewczynki i wodzi wzrokiem za pewnymi kształtami ;d Dobra, od razu mówię, że na to bym w życiu nie wpadła. Prędzej bym powiedziała, że to Cassiel będzie chciał wykorzystać jej materiał genetyczny. Ale w tym wypadku jestem otwarta na wszelkie propozycje xD
To jeszcze jedna kwestia, który wątek zaczynasz? To wezmę się za drugi i od razu postaram się coś skrobnąć :)]