"Sing, sing, fiddle all day long!"

 Gaelic Storm - Scalliwag

    To żadna nowina, że krasnoludy boją się otwartego nieba. Spędzając całe życie w podziemnych, kamiennych miastach, nie potrafią sobie wyobrazić pustych przestrzeni, nie wiedzą, co to horyzont, deszcz, gwiazdy, morze. Jest dla nich niepojęte, jak nad ziemią może samoistnie wędrować olbrzymia kula ognia, zwana przez inne rasy Słońcem, oświetlająca i ogrzewająca cały świat za dnia, a nocą chowająca się gdzieś za zasięgiem wzroku.
    Przyzwyczajeni do misternych, geometrycznych budynków, nieufnie patrzą na dziwacznie powyginane drzewa, zbyt różnorodne, aby spamiętać je wszystkie. Nawet na zwierzęta reagują z zaskoczeniem. Sami znają niewiele gatunków, i to jedynie występujących pod ziemią, takich jak podobne do nosorożców bronto, czy przypominające skrzyżowanie świni z królikiem bryłkowce.
    Krasnoludy boją się powierzchni, i trudno się temu dziwić, skoro małe dzieci karmią się wzajemnie bzdurami o tym, że można spaść w olbrzymią pustkę nieba. I chociaż z czasem przestają w to wierzyć, ciężko im wyzbyć się tej pierwotnej obawy.
    Co gorsza, wychodząc na powierzchnię, można utracić kontakt z Kamieniem, prastarą siłą, czczoną przez krasnoludy. Ci, którzy opuszczają podziemia, są uważani za zdrajców, wyrzekających się swego dziedzictwa. Dlatego też w dawnych czasach wygnanie było uważane przez ten lud za jedną z najsurowszych kar.

    Nasza młoda, głupiutka Rizza, żyje jednak tutaj, na powierzchni i ma się całkiem dobrze. Niebo jeszcze jej nie pożarło, a słońce nie runęło na głowę, chociaż zdarzało się jej już walczyć z ulewami, śnieżycami i drobnymi lodowymi lawinami, zwanych przez ludzi gradem.
    Być może gdyby nie była tak porywcza i marzycielska, nigdy nie opuściłaby Orzammaru. Była to jednak decyzja podjęta pod wpływem chwili. Roztrząsanie jej nic już nie da, a sama Rizza wie, że i tak nie postąpiłaby inaczej. Nie ma w zwyczaju żałować głupstw, które popełnia.
    A wszyscy wiedzą, że powinna.

    Wszystko zaczęło się w Kurzowisku...
                           < ciąg dalszy >


Rizza Khazadal
Córka łowczyni szlachciców i jej największe rozczarowanie
Krasnoludzka dziewczyna bez kasty, wychowana wśród szlachty

>   Bliższe poznanie.  <

    Dużo śpi, dużo je, dużo się śmieje, korzysta z używek, śpiewa i tańczy, kiedy jest okazja, a kiedy jej nie ma, to nic nie szkodzi, zabawy nigdy za wiele.
    Gra w karty nałogowo, szydzi z możnych, galopuje przez miasto, strażnikom śmieje się w twarz.
    Zaprzyjaźnia się jednako z magami i templariuszami, Dalijczykami i elfami z Obcowiska, z ludźmi i qunari, z mabari i bryłkowcami. Pewnie gdyby mroczne pomioty nie próbowały zabić każdego, kto nie jest mrocznym pomiotem, to z nimi też próbowałaby zawrzeć przyjaźń.
    Kocha bardów i łazi za nimi jak cień, prosząc o zagranie jeszcze jednej piosenki.

    Zachłysnęła się wolnością, kiedy po raz pierwszy ujrzała nad sobą pustą przestrzeń.
    Żyje z całych sił i sama jest sobie panem. 


   
    Chwyta się wszystkich robót, do których się nada. Chętnie schodzi do podziemi, głównie po to, aby nie stracić "więzi z Kamieniem" - tajemniczego talentu, którym obdarzone są krasnoludy. Umożliwia on swobodniejsze nawigowanie po Głębokich Ścieżkach, co zmniejsza szanse zabłądzenia. Ci, którzy zbyt długo przebywają na powierzchni, stopniowo tracą ten dar.

    Lubi uczepiać się ludzi, którzy potrafią walczyć, gdyż sama chce poprawić swoją szermierkę. To, czego nauczono ją w domu Harrowmont'ów, było bardziej stylem arenowym, nie potrafi więc obronić się w terenie, ani współpracować z drużyną.
    Z pasją ogląda też cudze walki. Podpatruje wszystkie możliwe natarcia, gardy, bloki, pracę nóg, aby któregoś dnia być tak dobra, jak jej mentorzy.
    Dlaczego tak bardzo jej na tym zależy?
    Oprócz niebywałej krasnoludzkiej kondycji, a także upartości w walce i dość mocnej odporności na ból, nie ma żadnych szczególnych umiejętności. A z czegoś trzeba żyć. W Fereldenie łatwo o robotę dla najemników, zwłaszcza zaraz po Pladze, kiedy ludzie nie czują się jeszcze zbyt bezpiecznie.
    Jeżeli walczy, walczy do końca. Nieważne, czy krwawi ona, czy jej przeciwnik. Widok gorącej jeszcze posoki wzbudza w niej barbarzyńskie wręcz instynkty, przejmujące nad nią kontrolę, gdy wywija swoim krótkim mieczem krasnoludzkiej roboty. Dlatego ma zadatki na dobrego berserkera albo łupieżcę.

    Właścicielka Inkwizytora - przekarmionego, bułanego kucyka oraz uratowanego przed pożarciem bryłkowca.




[ Witaaam! Wybaczcie mi wszelakie błędy terminologiczne, jeśli się pojawią - w Dragon Age grałam wieki temu, a kilka wyrażeń z angielskiej Wiki ciężko mi było przetłumaczyć na nasz ojczysty.
Powiedziałabym, że kartę będę aktualizować, poprawiać i czynić z niej twór w miarę znośny, ale jak zwykle byłoby to kłamstwo, bo w zasadzie nigdy tego nie robię ; p 

Zdjęcie dodam w najbliższym czasie - art właśnie się tworzy ; ) ]

10 komentarzy:

  1. [Oesu, jaka wspaniała postać <3 I się zakochałam w piosence :D
    Więc przychodzę z chęcią na wątek. Masz może jakiś pomysł? Bo ja to zwykle nie za dobra jestem w wymyślaniu :< ]

    Vesper

    OdpowiedzUsuń
  2. [Hm, mam nadzieję, że jeszcze żyje ;>
    No dobra, no to kiedyś razem pracowały, to się znają, załóżmy, że może całkiem nieźle. I załóżmy, że Rizza odkryła, że Vesper jest magiem i co jakiś czas pojawia się więc w życiu elfki, by ją "wykorzystać" ;D Na przykład zabrać na jakąś rejzę, zarobić trochę pieniędzy i odstawić Vesper z powrotem. I marzy mi się wątek z Głębokimi Ścieżkami, tak prawdę powiedziawszy, to może wyślemy nasze postaci na "mighty quest", by coś/kogoś znalazły pod ziemią, hm? :D ]

    Vesper

    OdpowiedzUsuń
  3. [Właściwie to to była szajka przemytników, która się skryła w tych piwnicach pod karczmą xD (pamiętam z Awakening :P ) Ale tak właściwie... to czemu nie? Może się jakoś dokopały tam, albo po prostu w okolicy wypełzły i załóżmy, że grupa głupich odważnych zawędrowała do Ścieżek i teraz płacą za odnalezienie tych idiotów, zanim przejście zasypią? :D ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Och, och, to nie spotkałaś Andersa, przed tym jak go zepsuli w drugiej części! (nadal nie umiem wybaczyć Bioware, że popsuli moją ulubioną postać :< no... jedną z bardziej ulubionych ;D )
    No dobrz, czuję się wykorzystywana, ale zacznę :P Jednak nie dzisiaj, bo nie dam rady, ale postaram się jutro.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Wstyd, że dopiero teraz mogę Cię powitać. I to prawdziwy. Mogę sobie szczerze pluć w brodę.
    Przynajmniej mam po cichu nadzieję, że teraz wszyscy się obudzimy. Ja też miałam pewien zastój i jak zwykle obudziłam się w najmniej odpowiednim momencie.
    Masz może pomysł na wątek dla naszych postaci? :)]

    OdpowiedzUsuń
  6. [witam i Ciebie, z urlopu wpadając i zerkając co się dzieje :d
    pomysłu na watek nie mam, moze kiedy czas i wena pzowola, znowu nawiedzę ;)
    miłęgo blogowania tutaj :) ]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Nevarra brzmi jako całkiem dobra opcja. Cieszę się niezmiernie na wątek z krasnoludką.]

    Ebasit

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Chociaż może być wysłużone i dobre Kirkwal. Chociaż tam raczej niezbyt przyjaźnie będzie odnosić się do Qunari. Mogłoby być ciekawie.]

      Ebasit

      Usuń
  8. [A poza tym, że zniszczyli mu charakter, to jeszcze mi aktora zmienili, który mu podkładał głos. Przez tego oryginalego Andersa mogę już wszedzie rozpoznać Grega Ellisa po głosie, chociaż nadal nie jestem pewna jak wygląda xD (w Piratach z Karaibów miał ze trzy słowa do powiedzenia, a ja od razu stwierdziłam, że to Anders oO’ )
    Okej, mam komputer nareszcie. Chociaż na chwilę. Jest dobrze, jest progres.]

    Co ja tu w ogóle robię? Powinnam być w pracy. Nie, powinnam być na urlopie. URLOPIE. Mam wolne. Czemu spędzam mój czas wolny od tego cholernego krasnoluda z innym, równie cholernym, krasnoludem? I to jeszcze na spacerze w Głębokich Ścieżkach. Ja nie chcę tam umrzeć. W dodatku z NIĄ. No ale jakby sama tam polazła to bym wyrzuty sumienia miała i templariuszy na karku… chociaż może by mnie nie sypnęła. Nie sypnęłaby, prawda?
    Dzień zapowiadał się bardzo udanie. Posiedziałaby sobie trochę w Amarancie. Pokręciłaby się po wśród kupców, może nowe buty, by znalazła, bo te już trochę stare. Odwiedziłaby znajomą zielarkę, by uzupełnić własne zapasy i poplotkować, zaciągnąć trochę języka, jaka sytuacja w świecie. Ale nie. Ale Rizza musiała się przypałętać.
    Ogólnie to Vesper w gruncie rzeczy lubiła krasnoludkę, dopóki jej nie widziała. Jednak w życiu nie przyznałaby się do tego, że darzy Rizzę jakimkolwiek wręcz cieniem sympatii. Traktowała ją jak wroga publicznego numer jeden, tylko jej imię słyszała i ochoty nabierała, by się w beczce ukryć. Powodem była głównie wiedza jaką krasnoludka posiadała. Może sama nie rozumiała jak wielkie zagrożenie Vesper czuła, gdy ktoś dowiadywał się o tym, że jest magiem. Bo świat jest mały, dla niej wręcz mikroskopijny. Od razu zaczynała sobie wyobrażać, że ktoś coś słyszał, że Rizza coś palnęła, że Strażnicy przechodzili akurat obok, akurat ci którym zwiała, i usłyszeli… chociaż tak właściwie elfka od tego czasu działała pod innym imieniem. Ten fakt zwykle zbijał ją trochę z pantałyku, ale po chwili wracała do swych katastroficznych wyobrażeń i lęków. Taka trochę histeryczka z niej czasem była.
    Rizza dowiedziała się przez przypadek, za długo pracowały i podróżowały razem, na to wychodziło. Dlatego od tego też czasu elfka nie rozmawiała za wiele z innymi pracownikami, których jej pracodawca zatrudniał. Uchodziła za samotniczkę, może trochę dziwaczkę, ale dobrze. Do nikogo się nie zbliżała i nie musiała rzucać roboty.
    Więc krasnoludka pojawiła się tego dnia ni z tego ni z owego, jakby wyczuwając, że Vesper może się akurat wybrać na parę dni do Głębokich Ścieżek. Oczywiście trochę to zajęło zanim elfka się zgodziła, ale przecież nie tylko dobry pieniądz wchodził w grę, ale też jej anonimowość (naprawdę potrafiła sobie wyobrazić Rizzę wołającą na całą karczmę, że siedzi przy jednym z stoliku z magiem). Praca była prosta, historia kryjąca się za nią zaś niewyobrażalnie głupia. Niedaleko Amarantu ziemia się zapadła otwierając nagle przejście do Głębokich Ścieżek. Dwójka idiotów założyła się z kolegami, że wlezą tam i wytrzymają dzień. Koledzy zaczęli się martwić po trzech. Wywiesili więc ogłoszenie z prośbą o pomoc oferując też nagrodę. Za żywych płacą więcej, więc warto by te dwie sieroty znaleźć w całości, aczkolwiek za martwych też będzie pieniądz (bo pogrzeb by się im przydał jednak).
    Wzięła więc swój kostur [teraz pytanie: w polskiej wersji tak się nazywa to czym magowie walczą, prawda? bo szukałam w necie (laska brzmiało… głupio, więc chciałam się upewnić) i tylko to znalazłam], ukryty wśród dóbr kupca (dobrze, że to ona się zajmowała inwentaryzacją), zapakowała tobołek eliksirami i jedzeniem (bo kto wie jak bardzo się zgubią) i powlokła się za Rizzą. A teraz, stojąc przed ciemnym, nieprzyjaznym, prowizorycznym wejściem, napadły ją wątpliwości. Nie to że wcześniej ich nie miała. Teraz stały się jeszcze bardziej natarczywe. Po prostu… pamiętała swoją ostatnią wycieczkę do Ścieżek.
    - Jesteś pewna? - zapytała Rizzy, nie potrafiąc oderwać wzroku od dziury w ziemi, w którą miały zamiar się wpakować.

    OdpowiedzUsuń
  9. To był jeden z tych dni, gdy nawet objawienie się Andrasty nie za bardzo by go zaciekawiło. Było spokojnie. No może nie licząc dwóch mężczyzn którzy byli zbyt natarczywi pomimo pustej sakiewki i jednej kobiety która przeklinała to miejsce nazywając je "leżem szatana". Dla Ebasit'a dzień jak co dzień. Lubił swoją pracę, chociaż czasami pracownice i ich skargi na ich los były naprawdę zabawne. A to pościel się ślizga, drzwi skrzypią albo nawet i krzywe łóżko. Oczywiście znał już biografię prawie każdej z nich. Były tu ze swej głupoty, potrzeby... ale większość po prostu chciała tu być. Dzisiaj kierowniczka "wzięła sobie wolne", co wszyscy przez to rozumieli, "idę do swego kochanka". Przez te parę tygodni qunari stał się dla szefowej godny zaufania, więc zostawiła wszystko na jego głowie. Nie był to pierwszy raz, więc Ebasit jakoś się tym nie zamartwiał. W razie potrzeby może wszystko zostawić na głowie Fiory a sam uciąć sobie chociażby drzemkę.
    Jednakże ze względu na ostatni incydent, związany z tym iż jedna z kobiet przemyciła do pokoju sztylet aby zaszlachtować mężczyznę który ponoć sypiał z jej mężem, postanowił stać przy wejściu aby w razie potrzeby zrewidować jakąkolwiek broń. Dodatkowo mógł spokojnie czekać jednocześnie na dostawę nowych dziewcząt które dzisiaj miały przybyć.
    Gdy próg przeszła krasnoludka wraz z dwoma innymi paniami uśmiechnął się delikatnie. Było widać iż są zmęczone, więc zapewne przebyły długą drogę. Spojrzał po nich, zatrzymując wzrok na krasnoludzce która wlepiała w niego wzrok. Prawie zapomniał iż nowo przybyli tak właśnie na niego reagują. W końcu niecodziennie widuje się qunari w takich miejscach jak to. słysząc pytanie rzucone w eter, skłonił się nonszalancko i odpowiedział.
    - Właścicielka aktualnie jest nieobecna. Aktualnie ja sprawuję pieczę nad tym domem. - powiedziawszy wyprostował się z delikatnym uśmiechem, patrząc na krasnoludkę która przyprowadziła dziewczyny. Odwrócił na chwilę głowę aby zawołać Fiorę, po czym nakazał jej zająć się dziewczynami, kładąc nacisk na to aby była miła i nie robiła głupstw. Powrócił wzrokiem do krasnoludki i uśmiechnął się delikatnie. Odpiął sakwę od swego paska i podał ją jej.
    - Jeśli chcesz o Pani, możesz przeliczyć. Mogę zaświadczyć własnymi rogami iż liczba monet się zgadza. - jeden z jego kącików ust powędrował nieco wyżej. Prawdą było iż była dla niego wysokości dziecka, lecz nigdy nikogo nie traktował z góry. Nie chciał kucać, gdyż według niego uwłaczało by to jej dumie. Znał parę krasnoludów, więc jej widok aż tak bardzo go nie zdziwił. Skinął głową.
    - Za Tobą zapewne długa droga, jeśli chcesz nabrać sił przed powrotem i wypocząć, mogę Cię zaprowadzić do karczmy o wdzięcznej nazwie "Pod Wisielcem". - obdarzył ją swoim ciepłym uśmiechem. Sam również wypił by parę piw na osłodę tego dnia.

    [Mam nadzieję iż nic nie spaprałam.]

    OdpowiedzUsuń